Bogdan Dyjak: – Założyłem firmę w ramach zmian ustrojowych i gospodarczych. Zajmowaliśmy się wówczas handlem, głównie artykułami spożywczymi. Mieszkaliśmy wtenczas w Warszawie. W międzyczasie mój młodszy syn Jakub miał hobby – od podstawówki zbierał breloczki z różnych miejsc, które odwiedzał. Miał też takie z zagranicy, które były lepszej jakości.
Jednego dnia syn przyszedł do mnie i powiedział: „Może byśmy sprzedawali takie breloczki? Takich tutaj nie ma. Może by się ludziom spodobały?”. Pomysł nie został entuzjastycznie przyjęty przez znajomych producentów w kraju i zawiesił się na kilka lat.
Około 2003 r. powróciliśmy do tematu. Po wstąpieniu Polski do Unii Europejskiej w 2004 r. rynek zaczął się radykalnie zmieniać. Polskie firmy zostały zmuszone do rywalizacji z zagraniczną konkurencją, co było rzeczą niemożliwą. Zaczęły powstawać masowo markety i firma handlowa zaczęła podupadać. Podjęliśmy decyzję, aby zainwestować w breloki. Syn interesował się grafiką komputerową, więc mógł zaprojektować wzory. Zaprezentowaliśmy w sklepie na ul. Świętojańskiej w Warszawie trzy wyroby, w tym brelok z kolumną Zygmunta. Właściciel wyraził aprobatę. Tak wyglądał początek naszej działalności.
Jak rozwijała się firma na przestrzeni lat?
– Na początku działalności mieliśmy kilka produktów. W firmie pracowało ok. 5 osób. Ruszyliśmy w Polskę z ofertą. Szybko zaczęły spływać zamówienia. Zaczęliśmy poszerzać swój asortyment.
W 2010 r. przenieśliśmy siedzibę do Kobyłki. Z początku puste pomieszczenia w niedługim czasie stały się magazynami. Większość produkcji odbywała się w Chinach. Wiązało się to jednak z długim czasem oczekiwania na pamiątki, nawet do roku. W miarę rozwoju firmy inwestowaliśmy w sprzęt – maszyny do laserowej obróbki, drukarki UV czy piec, w którym wypalamy kubki.
Z każdym rokiem coraz więcej wyrobów robimy na miejscu. Sukcesywnie wzrasta liczba pracowników i obecnie wynosi ponad 20. Zespół grafików projektuje wzory pod okiem Jakuba. Inni zajmują się wytwarzaniem i pakowaniem pamiątek.
Obecnie mamy ponad 1500 różnych wyrobów – maskotek, magnesów, przypinek, kubków, długopisów, naklejek, koszulek i wiele innych. Mamy bardzo dużo odbiorców w Polsce (m.in. duże miasta, muzea i samorządy), a także docieramy do Polonii w USA. W powiecie wołomińskim zaopatrujemy kilka instytucji.
Jakie są zalety produkcji w Kobyłce?
– Praca na miejscu pozwala na szybszą realizację spersonalizowanych zamówień. I co najważniejsze – produkt jest Made in Poland.
Mamy w planach zakup kolejnych urządzeń. W związku z czym potrzebujemy więcej przestrzeni. Rozglądamy się za nowym lokum. Cały czas się rozwijamy. Jesteśmy za duzi, aby być mali i za mali, aby być duzi. To trudny moment, przed którym w tej chwili stoimy. Firma nie może stać w miejscu, dlatego chcemy wejść na rynki krajów zachodnich, w pierwszej kolejności niemieckich, w ciągu najbliższych dwóch lat.
W czym tkwi siła pamiątek?
– Obserwuję, że polskie społeczeństwo staje się bogatsze. Nie kupuje wyłącznie produktów pierwszej potrzeby, ale sięga również po pamiątki. Nasze wyroby mają charakter nostalgiczny. Można powiedzieć, że turyści kupują wspomnienia, dumę z własnego miasta albo jakąś przyjemność związaną z pobytem w danym miejscu. W pewnym sensie handlujemy uczuciami. Ludzie nie muszą, ale chcą kupować pamiątki. To jest najbardziej przyjemne w tej branży.
Fot. Rafał Orych